krainą za jej młodych lat – możliwe, że gdy w Avalonie
krainą za jej młodych lat – możliwe, że gdy w Avalonie mijał jeden rok, to za granicą mijały trzy, pięć, czy siedem lat. Tak więc to, co powinna uczynić, musi wykonać obecnie, kiedy non stop jeszcze może się poruszać między oboma światami. Uklękła przed Świętym Głogiem, szepcząc cichą modlitwę do Bogini i prosząc drzewo o pozwolenie. później odcięła szczepkę do zasadzenia. Nie był to pierwszy raz. W ostatnich latach, jeśli ktokolwiek przybywał do Avalonu i powracał do świata, jakiś wędrujący Druid czy pielgrzym... ponieważ nieliczni non stop umieli tu trafić i odwiedzali starą kaplicę... wysyłała wraz z nim szczepkę Świętego Głogu, by mógł non stop kwitnąć za granicą. To, co zamierzała obecnie, musi jednak uczynić własnymi rękoma. nigdy, poza koronacją Artura i wyprawą po magiczną pochwę, nie postawiła stopy na tej drugiej wyspie... może jeszcze tylko tego dnia, kiedy mgły się otworzyły i Gwenifer w jakiś sposób przeszła na drugą stronę. obecnie Morgiana przywołała łódź i kiedy znaleźli się na środku Jeziora, skierowała ją w mgły, tak że kiedy znów wypłynęli na słoneczne światło, zobaczyła długi cień kościoła, kładący się na wodach Jeziora, i usłyszała cichy odgłos dzwonów. Dostrzegła, jak załoga łodzi kuli się od tego dźwięku; wiedziała, że tutaj też nie mogą za nią podążyć ani zejść na ląd. Tym lepiej, ostatnią rzeczą, której pragnęła, było to, by księża i mnisi z przerażeniem gapili się na łódź Avalonu. Tak więc niewidzialnie pomknęli wzdłuż krawędzi, a ona wyszła na ląd nie zauważona poprzez nikogo. Widziała, jak udrapowana na czarno łódź znów znika we mgle. Z koszem na ramieniu cicho ruszyła ścieżką w górę. Wyglądam jak jakaś zwyczajna kobieta wracająca z targu albo przybywająca tu z pielgrzymką, myślała. Minęło zaledwie sto lat, a może i mniej, z pewnością mniej w Avalonie, odkąd te światy się rozdzieliły; a jednak taki świat jest już zupełnie inny! Drzewa były tu inne, i ścieżki. Zatrzymała się zaskoczona u stóp wzgórza – czegoś takiego z pewnością nie ma w Avalonie! Była dziwnie pewna, że ziemia jest tu taka sama, jedynie budynki inne, ponieważ przecież była to dokładnie ta sama wyspa, rozdzielona tylko magiczną mocą... ale obecnie spostrzegła, że te wyspy są zupełnie różne. później zobaczyła procesję mnichów schodzącą w dół wzgórza, w kierunku małego kościółka. Nieśli ze sobą ciało na marach. A więc widziałam prawdę, choć myślałam, że to tylko sen. Zatrzymała się, a kiedy mnisi złożyli ciało na ziemi przed wniesieniem go do kościoła, podeszła do nich i odsłoniła całun z twarzy zmarłego. Twarz Lancelota była zapadnięta i pomarszczona, o wiele starsza niż kiedy się rozstali... nie chciała nawet myśleć, o ile starsza. To jednak tylko na chwilę zatrzymało jej uwagę; później, jedyne, co widziała na jego twarzy, to cudowny i słodki spokój. Leżał, uśmiechając się, patrzył gdzieś daleko, hen, poza nią. Wiedziała, na czym spoczywał jego wzrok w chwili śmierci. – A więc nareszcie odnalazłeś swego Graala... – szepnęła. Jeden z mnichów niosących mary zapytał: – Znałaś go może za życia, siostro? – Zrozumiała, że w tej ciemnej sukni wziął ją za jedną z zakonnic. – Był... moim krewnym. Kuzynem, kochankiem, przyjacielem... ale to było dawno temu. Na końcu byliśmy kapłanem i kapłanką. – Tak właśnie pomyślałem – powiedział mnich. – W poprzednich czasach, na dworze Artura nazywali go Lancelotem, ale tu, między nami, nosił imię Galahad. Był z nami wiele lat, a zaledwie kilka dni temu przyjął święcenia i został księdzem. A więc aż tak daleko zaszedłeś w poszukiwaniu takiego Boga, który nie jest z ciebie drwił, kuzynie!